Archiwum
Zakładki:
Księga skarg, zażaleń i wniosków.
O autorze
Sponsorowane
|
niedziela, 05 marca 2017
Prawo i Większe Prawo
"Przez jednego człowieka grzech wszedł do świata, a przez grzech śmierć, i w ten sposób śmierć przeszła na wszystkich ludzi, ponieważ wszyscy zgrzeszyli. Bo i przed Prawem grzech był na świecie, grzechu się jednak nie poczytuje, gdy nie ma Prawa." Rz 5, 12-13 Ten dwa wersy to fragment dzisiejszego drugiego czytania. (drugi jest zresztą opuszczony w wersji krótszej) Muszę przyznać, że dopiero dzisiaj zwróciłem uwagę na to drugie zdanie. A ono w piękny sposób streszcza Pawłowe nauczanie nt. Prawa, które jest wtórne. "Ale nie tak samo ma się rzecz z przestępstwem, jak z darem łaski. [...] Gdy bowiem jeden tylko grzech przynosi wyrok potępiający, to łaska przynosi usprawiedliwienie ze wszystkich grzechów." Rz 5,15a.16b Dłuższą chwilę spędziłem nad tym drugim czytaniem, analizując podobieństwa i różnice między zasadami rządzącymi prawem i łaską. Nie jest to proste. Pomyślałem jednak, że zamiast pisać tutaj referat teologiczny, zacytuję książkę dla dzieci, która bardzo dobrze to wszystko opisuje: "[...] chociaż Czarownica zna Wielkie Czary, są czary jeszcze większe, o których nie wie. Jej wiedza sięga tytko początków czasu. Gdyby jednak potrafiła sięgnąć nieco dalej, w bezruch i ciemność sprzed początków czasu, poznałaby inne zaklęcie. Dowiedziałaby się, że kiedy dobrowolna ofiara, która nie dopuściła się żadnej zdrady, zostanie zabita w miejsce zdrajcy, Stół rozłamie się i sama Śmierć będzie musiała cofnąć swe wyroki." C.S.Lewis Lew, czarownica i stara szafa Warto sobie przypomnieć (lub poznać po raz pierwszy) historię lwa Aslana, którego poświęcenie życia za człowieka jest jakże oczywistym nawiązaniem do ofiary Chrystusa. Ofiary, która wynikała z niczego innego niż miłosierdzia Boga, Jego łaski. Co prawda na początku Wielkiego Postu na ogół bardziej skupiamy się na sobie i na swoich (dobrych, daj Boże) postanowieniach, ale Kościół w swojej mądrości obok ewangelii, która opisuje post i kuszenie Jezusa, daje nam również ten wspaniały tekst św. Pawła o łasce i miłosierdziu Boga. Dla mnie to jasny znak jak mocno jedno z drugim jest powiązane.
czwartek, 22 września 2016
Wolność, wybór i matematyka.
Słyszałem kiedyś taką teologiczną „definicję” wolności, że wolność to możliwość wyboru dobra(*). Słowa te powodują oczywiście wykrzywienie ust każdego ścisłowca (łącznie ze mną), bo nie jest to zbyt dobra definicja (zakłada wcześniejszą definicję dobra, dlatego nazwałem ją teologiczną), raczej charakteryzacja. Niemniej myślę, że warto się nad nią pochylić. Po pierwsze, wynika z tego, że możliwość wyboru między złem a innym złem nie jest żadną wolnością. Że choć do wolności możliwość wyboru jest koniecznie potrzebna, to jednak nie jest wystarczająca. Że wolność to coś więcej. Można się kłócić z tym twierdzeniem, ale wydaje mi się, że przynajmniej należy je głęboko przemyśleć. Co ważniejsze jednak, z tej „definicji” wynika, że wolność i dobro są nierozerwalnie ze sobą powiązane. Że nie sposób mówić o jednym bez drugiego. I ten wniosek jest w oczywisty sposób podważany w naszym „ponowoczesnym” społeczeństwie. Przecież powszechnie głosi się dziś, że wolność nie powinna mieć żadnych granic. Że każdy sam powinien sobie zdefiniować co jest dobre a co złe i w związku z tym gdzie leżą granice jego „prywatnej” wolności. I że właśnie na tym polega liberalizm, że liberalizm to po prostu „wolnoć Tomku w swoim domku” i nic więcej. O tym czym dla mnie jest „prawdziwy” liberalizm, napiszę innym razem (**). Teraz jednak chciałem „zaorać” ☺ liberalizm fałszywy, ten właśnie „ponowoczesny”. Czytam ostatnio książkę słynnego katolickiego doktora inżyniera budownictwa Jacka Pulikowskiego pt. "Warto być ojcem". Książki w całości raczej nie polecam, ale jeden jej fragment zainspirował mnie do napisania tego wpisu:
Dla mnie to jest właśnie źródło problemu. Mój problem z „liberalizmem ponowoczesnym” nie bierze się stąd, że jest on liberalny (bo liberalizm kocham), ale stąd, że stawia człowieka w sytuacji „radź sobie teraz sam”. To tak jakby (dochodzimy w końcu do Królowej Nauk) powiedzieć: „nie podoba mi się matematyka, trzeba ją napisać od nowa”. Pozornie w takim powiedzeniu nie ma nic złego, ale tylko pozornie. Najśmieszniejsze jest to, że Solski miał naprawdę zdrowe intuicje - uwaga - matematyczne! Bo to, że 1+1=2 wbrew obiegowej opinii wcale nie jest aksjomatem, wcale nie jest „matematyczną prawdą”. Jest tylko i wyłącznie jednym z modeli dodawania liczb. (inna sprawa, że najczęściej używanym) Tak czy siak, bieda zaczyna się jeśli ktoś poprzestanie na stwierdzeniu „matematyka nie ma sensu” i nie zaproponuje niczego lepszego. No bo wyobraźcie sobie, że nagle niszczymy wszystkie podręczniki do matematyki i każemy ludziom stworzyć ich własną. (a mniej więcej to właśnie proponuje „etyka ponowoczesna”) Przede wszystkim większość ludzi ucieszy się, że teraz już nie muszą przejmować się takimi rzeczami jak reguły arytmetyki i w ogóle jakąkolwiek matematyką przestaną sobie zawracać głowę. A jeśli już będą do tego zmuszeni przez życie to będą tylko kombinować jakby tu tak zrobić, żeby „wyszło na ich”. No ale dobrze, znajdzie się kilku matematyków „ateistycznych”, którzy będą chcieli się tym zajmować, bo ich to po prostu interesuje. Już pal licho, że wszystko będą musieli zaczynać od nowa, jeszcze raz „odkrywać koło”. Gorzej, że każdy będzie miał „swoje” koło, najprawdopodobniej kompletnie inne od kół swoich kolegów. Wyobrażacie sobie jak musiałyby wyglądać np. konferencje takich „wyzwolonych” matematyków? Jak oni w tej wieży Babel mieliby się dogadać? Ja sobie nie wyobrażam. A nie, przepraszam, wyobrażam sobie. (*) nawet Wyborcza o tym pisze: http://wyborcza.pl/1,95891,6332340,Moje_20_lat__Wolnosc_to_wybor_dobra.html (**) a dokładniej rzecz biorąc piszę o tym już jakieś pół roku
wtorek, 05 stycznia 2016
Nowy Rok.
Jeśli chodzi o rok 2015 to odmawiam komentowania go, bo był on dla mnie osobiście bodaj najgorszym w życiu. Pozostaje mi zatem powołać się na cudze podsumowania, z których wybieram oddający mój stan ducha Komunikat Ministerstwa Prawdy. Rok 2016 dla równowagi witam z dużą nadzieją. Kiedy o nim myślę, do głowy przychodzą mi głównie trzy sprawy, którymi chciałem się z Wami podzielić w tym wpisie. I choć pisany on będzie tradycyjnie z pozycji "Polakatolika", to - jak zwykle - postaram się w nim zawrzeć wrażliwość również na cudze punkty widzenia. I obiecuję, że tym razem nie będzie żadnej polityki.
sobota, 08 sierpnia 2015
Jestem za życiem, jestem za in vitro.
Dla jasności: nie podpisuję się pod tą deklaracją Prezydenta Bronisława Komorowskiego. Zainspirowały mnie one jednak do napisania kilku słów w temacie prawodawstwa związanego z zapłodnieniem pozaustrojowym. (wszystkich aspektów tej procedury nie ma szans nawet dotknąć w krótkiej notce) Mam wrażenie, że dość powszechnie panuje przekonanie, że Kościół katolicki nigdy nie zgodzi się na legalność in vitro. Zdaje się to potwierdzać fakt, że kilka dni temu Rada Prawna KEP wydała w tej sprawie stosowne oświadczenie. Otóż nie do końca. Zacznę może od przypomnienia, że in vitro - nawet gdy jest legalne - pozostaje dla katolika niegodziwe. Gdyby ktokolwiek miał w tej sprawie jakiekolwiek wątpliwości, jestem gotów do dyskusji, ale prosiłbym wcześniej o zapoznanie się z instrukcją Dignitas Personae. Ale niegodziwość nie jest (sama w sobie) argumentem za delegalizacją, bo legalne jest zarówno nie chodzenie w niedzielę do kościoła, cudzołóstwo jak i tak powszechny grzech jak kłamstwo. Swoją drogą niezłym eksperymentem myślowym jest wyobrażenie sobie ustawy zakazującej kłamstwa. Jak zatem Episkopat tłumaczy niemożność przystępowania do komunii polityków, którzy poparli tę ustawę? Oświadczenie dość jasno to precyzuje: "grzech popełniony publicznie, jakim jest udział w stanowieniu prawa naruszającego godność życia ludzkiego, stanowi szczególną formę zgorszenia". Zacznę może od końca. Dlaczego "stanowi szczególną formę zgorszenia"? Czy nie dlatego, że w dzisiejszych czasach bardzo mocno utożsamiamy prawo stanowione z etyką? To, co wolno, z tym, co jest moralne? Nie jestem prawnikiem, ale wydaje mi się, że stojąca za tym idea jest nie dość, że błędna, to niezwykle niebezpieczna. Po pierwsze dlatego, że daje naszym "politykom" okazje do kompletnie bezsensownych dyskusji. Wyobraźcie sobie przez chwilę, że parlament nie mógłby debatować na tematy światopoglądowe. Że musiałby się zajmować tylko takimi tematami jak: ekonomia, edukacja, bezpieczeństwo narodowe. Wyobraźcie to sobie. Jak bardzo obnażyłoby to biedę intelektualną wielu z naszych "przedstawicielu Narodu". Utożsamienie moralności z kodeksem karnym jest niebezpieczne również z tego powodu, że zwalnia z myślenia i odpowiedzialności za swoje czyny. Państwo zezwala? Znaczy, że robię dobrze. Zrobiłem coś nielegalnego, ale mnie nie złapali? Oszukałem system! Napisałem, że utożsamienia tego dokonujemy "w dzisiejszych czasach", bo nie tak dawno temu nikomu by to nie przyszło do głowy. A za czasów pierwszych chrześcijan było wręcz oczywiste, że tak nie jest. Można zatem (teoretycznie) wyobrazić sobie sytuację, w której in vitro jest legalne, choć żaden katolik z tej procedury nie korzysta. Po co jednak sobie taką sytuację wyobrażać? Z tego co wiem większość czytelników mojego bloga stanowią katolicy i myślę, że u wielu z nich to co piszę może wywoływać opór. Czy nie lepiej zaciekle walczyć o życie każdego człowieka? Szczególnie tak bezbronnego jak zarodek. Chodzi o wolność. Ks. Józef Tischner pisał ponad dwadzieścia lat temu: Kościół jako instytucja boi się wolności. To jest zupełnie oczywiste, bo tak musi działać każda instytucja. Wierzę natomiast, że wolność jest wielkim darem od Boga. Pięknie to opisuje cytat z Tocqueville'a, który już tu kiedyś umieszczałem: "Wolność traktuje religię jako towarzyszkę swych walk i zwycięstw, kolebkę swego dzieciństwa, boskie źródło swych praw. Uważa religię za strażniczkę obyczajów, obyczaje zaś za rękojmię prawa i gwarancję własnego przetrwania". Napiszę o tym niedługo osobny wpis. I bardzo chciałbym dożyć czasów, w których będziemy się wzajemnie szanować. Czasów, w których (jakikolwiek) prezydent może praktykować swoją wiarę bez medialnego szumu. Czasów, w których będziemy nawzajem słuchać swoich racji, a nie tylko próbować wykrzyczeć swoje. Czasów, w których nie będziemy musieli "walczyć o życie", tylko po prostu żyć razem. A także czasów, kiedy zakazywanie nie będzie jedynym sposobem na "uniknięcie jakiejkolwiek formy zgorszenia"...
piątek, 03 lipca 2015
Tomasz.
Dziś będzie o moim ulubionym świętym. Szkoda tylko, że nigdzie nie jest napisane, że Tomasz rzeczywiście to zrobił. Na pewno chciał. Ale niektórzy uważają, że sam widok Jezusa wystarczył do słynnego wyznania: "Pan mój i Bóg mój!". |